https://www.traditionrolex.com/26
Cały czas myślę i to jest moje największe przekleństwo. Bo gdybym nie myślał lub myślał mniej, choć trochę, to może łatwiej bym się dopasowywał, uspołeczniał. Bez myślenia byłbym szczęśliwszy, pracowitszy, bardziej uporządkowany. Nie zastanawiałbym się, dlaczego co rano musze wstać do pracy. Bo praca byłaby dla mnie czymś najzupełniej naturalnym. Żył bym spokojniej bez ciągłej potrzeby dociekań. Czy jakbym ograniczył narkotyczną wręcz potrzebę myślenia nie zadawałbym sobie tak społecznie bezsensownych pytań jak: dlaczego? Po co? Wykonywałbym polecenia i czułbym się szczęśliwszy. Stałbym się cennym członkiem społeczeństwa. Co dnia stawałbym przy maszynie. Siadał przy biurku. Stawałbym na stanowisku. Służyłbym pomocą. Skrzętnie bym pracował i zarabiał. Tak po prostu. Bez myślenia łatwiej by mi było znaleźć prace. Byłbym bardziej atrakcyjny dla wolnym rynku. Byłoby na mnie zapotrzebowanie. Stałbym się społecznie kompatybilny. Byłym lepiej opłacany. Adekwatny. Taki swój. Masz. Kumpel. Byłbym wypłacalny. Miałbym zdolność kredytową. Byłbym wiarygodny dla banków. Gdybym tylko mniej myślał. Choć ociupinkę. Mniej analizował. Gdybym nie szukał dziury w całym. Byłbym szczęśliwszy. Bardziej lubiany. Miałbym więcej kolegów, no bo z pracy. Miałbym więcej przyjaciół, bo by mnie było stać na przyjaźnie. Miałbym lepszą opinie w środowisku. Miałbym większy dom. Większe mieszkanie. Może nawet w wieku sześćdziesięciu trzech lat spłaciłbym w końcu hipotekę? Mógłbym pracować wydajniej. Dosłownie wszędzie. Robić wszystko co się ode mnie by wymagało. Mógłbym bez problemów wyjechać za pracą. Żyć bez lęku. Bez nadmiernego myślenia byłoby łatwiej i sprawniej. Wydajniej.
Gdybym nie myślał tak wiele, mniej bym się denerwował. Wiadomości telewizyjne, nagłówki w gazetach napawałyby mnie tylko optymizmem. Zwiększałyby moją potrzebę bardziej wytężonej pracy dla dobra nas wszystkich. Gdybym tak, choć na chwile przestał się zastanawiać, dlaczego jest tak jak jest, a nie jest inaczej, byłbym o wiele szczęśliwszy. Gdybym nie czytał, nie oglądał, nie bawił się, nie przyglądał się, nie rozmyślał w nadmiarze… gdybym zwyczajnie nie chciał wszystkiego zrozumieć, świat tak bardzo by mnie nie przerażał. Lepiej bym sypiał gdybym w nocy nie myślał o dniu następnym. Może nie brałbym leków? Może byłbym bardziej realny. Mniej oddalony. Teraźniejszy. Nie denerwował się. Jakżeż ja byłbym spokojny bez nadmiernego myślenia. Może nawet byłbym bardziej wolny, bo przecież nawet nie zastanawiałbym się nad zniewoleniem. Ale chyba najważniejsze, że byłbym bardziej przystosowany do tego świata. Nie chciałbym nic zmieniać. Nie stawałbym niewygodnych pytań. Wiedziałbym przecież, że nic nie zmienię. Gdyby się tak dało nie myśleć. Wyłączyć pokrętłem, aż do kliknięcia oznaczającego koniec myślenie. Jeśli nie wyłączyć całkowicie, to przynajmniej przyciszyć, stłumić myślenie.
Nie zagrażałbym sobie i innym, gdybym mniej myślał. Nie poszukiwałbym praw. Bo bym znał prawdy tak z boskiego nadania. Nie dociekałbym, nie pragnąłbym, bo wiedziałbym, że jest jak jest. Byłbym bardziej propaństwowy, prospołeczny, patriotyczny, bo przecież za pewnik bym przyjmował prawa i obowiązki. Gdybym nie myślał tak wiele, to pewnie doszedłbym do czegoś. Stałbym się posiadaczem. Miałbym i byłoby mnie stać. Byłbym wzorowym obywatelem każdego państwa. Czasem chce tego, chciałbym przestać być inny. Być zwyczajny. Szary. Uporządkowany. Porachowany. Usystematyzowany. Może nawet bez natręctwa myślenia stałbym się lepszym, bo bym zapewniał i zaspokajał. A to wszystko bym miał gdybym tak nadmiernie, tak pazernie nie starał się zrozumieć. Pojąc. Ogarnąć. Jakbym przestał myśleć, choć na czas jakiś. Do czasu aż bym się dorobił. Zapewnił sobie byt. Obrósł materialnie. Pewnie przed to moje wciąż myślenie, przez ten potok całego dociekania mam poczucie nierealności. W zasadzie, tak teoretycznie to wszystko wokół mnie nic, a nic mnie to obchodzi. No, może przynajmniej niewiele. Praktycznie jednak cały czas o tym myślę i to mnie osamotnia. Gdybym mniej myślał to byłbym szczęśliwszy?